To, że funkcjonujemy nawykowo to dla Was pewnie jasne. To, że nieużyteczne lub ograniczające nawyki można i trzeba zmieniać zapewne też wiecie. Podobnie jest w kwestiach jedzenia. Miałem i ja takowe. Abstrahując od tego, kto jaki ma styl odżywiania, nawykiem może być forma dań, które spożywa. O co kaman? Wyjaśnię na swoim przykładzie.
Otóż wychowany na tradycyjnej polskiej kuchni kultywowałem jej tradycje rozróżniając dwa typy pożywienia. Bardziej, niż do zawartości talerza wagę przywiązywałem do jego formy. Pierwsza akceptowalna forma to była zupa, to pewnie oczywiste. Druga zaś to: ziemniaki, surówka i tzw. część właściwa obiadu, od której brał on całą swą nazwę np. kotlet mielony. Oczywiście dopuszczalne były, jakieś okolicznościowe zmiany typu ziemniaki na ryż lub z rzadka na kaszę. To były moje nawyki, które miały istotne znaczenia dla mojego odżywiania, równie ważne, jak to co leżało na talerzu.
Kiedy przeszedłem na dietę roślinną nie odrazu zorientowałem się, jakie to było ograniczające. Podczas obiadu oczekiwałem podobnego zestawu, jak wyżej przytoczony. Z zupą ofkors nie było problemu, ale drugie bez roślinnego kotleta lub gulaszu? No sorry. I zbilansowanie żarła nie miało dalej zupełnie żadnego znaczenia.
Refleksję przyniósł fejsbuk. Polubiłem strony paru sportowych roślinożerców z Ameryki i tam w ich postach zobaczyłem, co oni jedzą. To była, jakaś luźna mieszanka zieleniny, strączków, jakiś tłuszcz, kasza lub ryż i do tego ziarna i dressing. Na początku pomyślałem, że to składniki na jakieś danie, ale nie - to był gotowy obiad. Postanowiłem to sprawdzić. Szybko przekonałem się, jak byłem przywiązany do schematów żywieniowych. Śniadanie to coś na mleku, obiad, jak na początku tekstu, kolacja, jakieś kanapki. Nowe, które niespodzianie przyszło z Internetu nie tyko odmieniło moje spojrzenie na formułę obiadu, czy kolacji, lecz przede wszystkim spowodowało, że na mój talerz zacząłem patrzeć z perspektywy kompletności odżywczej a nie formy, jaką ma danie mieć.
Innymi słowy stałem się dużo mniej wymagający, jeśli chodzi o formę dania i jego smak. Zyskuję za to szybkość, prostotę i maksymalną wydajność odżywczą. Oczywiście staram się znaleźć równowagę w tym wszystkim, jednak to po, co coś jem ma wartość priorytetową.
Czego i Wam życzę.
Przepis na obiad ze zdjęcia:
ZMO -zdrowa mieszanka obiadowa
Otóż wychowany na tradycyjnej polskiej kuchni kultywowałem jej tradycje rozróżniając dwa typy pożywienia. Bardziej, niż do zawartości talerza wagę przywiązywałem do jego formy. Pierwsza akceptowalna forma to była zupa, to pewnie oczywiste. Druga zaś to: ziemniaki, surówka i tzw. część właściwa obiadu, od której brał on całą swą nazwę np. kotlet mielony. Oczywiście dopuszczalne były, jakieś okolicznościowe zmiany typu ziemniaki na ryż lub z rzadka na kaszę. To były moje nawyki, które miały istotne znaczenia dla mojego odżywiania, równie ważne, jak to co leżało na talerzu.
Kiedy przeszedłem na dietę roślinną nie odrazu zorientowałem się, jakie to było ograniczające. Podczas obiadu oczekiwałem podobnego zestawu, jak wyżej przytoczony. Z zupą ofkors nie było problemu, ale drugie bez roślinnego kotleta lub gulaszu? No sorry. I zbilansowanie żarła nie miało dalej zupełnie żadnego znaczenia.
Refleksję przyniósł fejsbuk. Polubiłem strony paru sportowych roślinożerców z Ameryki i tam w ich postach zobaczyłem, co oni jedzą. To była, jakaś luźna mieszanka zieleniny, strączków, jakiś tłuszcz, kasza lub ryż i do tego ziarna i dressing. Na początku pomyślałem, że to składniki na jakieś danie, ale nie - to był gotowy obiad. Postanowiłem to sprawdzić. Szybko przekonałem się, jak byłem przywiązany do schematów żywieniowych. Śniadanie to coś na mleku, obiad, jak na początku tekstu, kolacja, jakieś kanapki. Nowe, które niespodzianie przyszło z Internetu nie tyko odmieniło moje spojrzenie na formułę obiadu, czy kolacji, lecz przede wszystkim spowodowało, że na mój talerz zacząłem patrzeć z perspektywy kompletności odżywczej a nie formy, jaką ma danie mieć.
Innymi słowy stałem się dużo mniej wymagający, jeśli chodzi o formę dania i jego smak. Zyskuję za to szybkość, prostotę i maksymalną wydajność odżywczą. Oczywiście staram się znaleźć równowagę w tym wszystkim, jednak to po, co coś jem ma wartość priorytetową.
Czego i Wam życzę.
Przepis na obiad ze zdjęcia:
ZMO -zdrowa mieszanka obiadowa